Wywiady i artykuły

Publikacje i informatory

Przepisy prawne
Informacje o projekcie
Adresy i telefony
Linki
Kontakt
Powrót do strony głównej

 

Barowiczki – społeczniczki

Katarzyna Szaulińska

 

 

Co rodzi się z babskiej irytacji na Ligę Mistrzów i do jakiego baru chodzą zielonogórzanki – o tym i o całej reszcie swojego życia opowiadają Dorota Haładyn i Bernadeta Daniszewska.

Babska Agencja Rozwoju od sześciu lat wspiera pasje i zainteresowania kobiet w każdym wieku. Powstała w Zielonej Górze za sprawą Wandy Świdzińskiej. BAR organizuje warsztaty i wykłady z przeróżnych dziedzin-medycyny, urody, kosmetyki, jogi, tańca brzucha, rozwijania daru intuicji, gry na bębnach oraz decoupage’u. „To są rzeczy dla nas" - mówi pięćdziesięcioletnia Dorota Haładyn, obecna prezes organizacji. - Tutaj spełniamy nasze marzenia”.

Ostatnim wielkim przedsięwzięciem BARu były Imieniny Anny zorganizowane już po raz szósty, w lipcu, dla pań z całej Polski. „Przyjechały Anny z Gorzowa, Wrocławia, Warszawy, no i oczywiście zielonogórzanki”. Każda Anna dostała kwiat słonecznika i zaproszenie na mecz żużlowy. W ramach atrakcji pojawiła się Anna Dereszowska. Ola Matusiak z BARu wystąpiła z recitalem gitarowym, a pozostałe członkinie, wyszkolone przez panią z prywatnej szkoły modelek, przeszły po wybiegu w strojach własnego projektu. „Wystąpiłyśmy wszystkie! W wieku od 17 do 70 lat!" - cieszy się Dorota. – Było wspaniale!”

Inna akcja BARu wiązała się z atakami gwałciciela w Zielonej Górze. „Kobiety ogarnęła panika, bały się wychodzić z domu – mówi czterdziestodziewięcioletnia Bernadeta Daniszewska. - To była psychoza. Bardzo chciałyśmy im pomóc”. BAR zorganizował wtedy warsztaty samoobrony dla kobiet. Pomogli koledzy Bernadety z aresztu, szef klubu aikido, policjantki z prewencji. Akcja odniosła sukces.

Wszystko zaczęło się od wściekłości Wandy Świdzińskiej na to, że Liga Mistrzów zajmuje uwagę mężczyzn w każdy środowy wieczór. Postanowiła zorganizować przestrzeń do spotkań i rozwoju dla siebie, swoich koleżanek i wszystkich innych kobiet. „Barowiczki” spotykają się co środę. Nazwa też została porządnie przemyślana. Kiedy facet widzi swoją żonę malującą się przed lustrem i pyta, gdzie się wybiera, ta może odpowiedzieć nonszalancko: „do BARU”.

Po sześciu latach Wanda wypaliła się i postanowiła zamknąć BAR. Barowiczki podniosły sprzeciw. Ta organizacja znaczyła dla nich zbyt wiele. Wybrały Dorotę Haładyn na nową prezes i podtrzymują ideę Wandy. „Każdy człowiek powinien mieć swoją odskocznię od codzienności, a w przypadku kobiet jest to często zaniedbywane – mówi Bernadeta. - Uznaje się za oczywiste, że facet idzie na ryby, na mecz z kolegami. Czemu kobieta ma w tym czasie gotować dla niego kolację?”

Dorota z głową w gwiazdach

Dorota Haładyn, nowa prezeska BARu posiada własny gabinet ezoteryczny, gdzie pracuje jako wróżka. „Nie zanosiło się na to, kiedy po liceum zaczynałam prowadzić własną działalność gospodarczą wraz z mężem. Ani potem, kiedy pracowałam w Państwowej Inspekcji Pracy. Ani kiedy otworzyliśmy restaurację”. Wróżbiarstwo pojawiło się w jej życiu około czterdziestki, kiedy po rozwodzie były mąż zaczął ją niszczyć. Napisał do dyrektora firmy wynajmującej Dorocie lokal pełen oszczerstw na jej temat list, ten wyrzucił ją i została bez środków do życia. „Odziedziczyłam dar po babci i umiałam wróżyć z kart. Zaczęłam pomagać znajomym, w końcu otworzyłam własny gabinet”.

Dorota rozwinęła skrzydła. Tworzyła niezwykle popularne horoskopy dla Gazety Lubuskiej, miała swój program w Radiu Zielona Góra, gdzie dawała słuchaczom porady astrologiczne. Przyznaje się do trafnych przepowiedni związanych z byłym prezydentem Polski.

Jedną z audycji z jej udziałem usłyszał prezes Stowarzyszenia Moje Miasto i zafascynowany, postanowił się z nią skontaktować. Rezultatem ich znajomości było załatwienie problemów lokalowych BARu. Ale nie tylko. Dorota została zainspirowana do kariery politycznej i startowała z listy Mojego Miasta do Rady Miejskiej Zielonej Góry. „To wielkie wyzwanie i metoda na sprawdzenie jak ludzie na mnie reagują – mówi z nutą niepewności Dorota. - Nie wszyscy mają pozytywny stosunek do wróżek. Na forum Mojego Miasta przeczytałam kilka obraźliwych komentarzy, parę osób nazwało mnie wariatką. Z drugiej strony, podczas naszego ostatniego wiecu wyborczego, kiedy rozdawaliśmy gorącą czekoladę, dostałam pozdrowienia od wielu czytelników moich horoskopów oraz od osób, którym pomogłam. Ale wszystko okaże się podczas wyborów.

Dorota zdecydowała się na kandydowanie w wyborach, bo chce pomóc ludziom, którzy zostawieni sami sobie nie wiedzą dokąd pójść. Chciałaby, żeby mieszkańcy lubuskiego wreszcie polubili się wzajemnie. „Wszyscy jesteśmy przesiedleńcami, którzy gdzie indziej mają swoje korzenie. Kiedy organizowaliśmy z Moim Miastem i Babską Agencją Rozwoju wspólną Wigilię, każdy przyniósł zupełnie inne tradycyjne potrawy. Wierzę, że potrafimy znaleźć wspólny język, i musimy to zrobić, jeśli chcemy, żeby przyszłe pokolenia chciały mieszkać w Zielonej Górze. Zamierzam bić się o to, tupać nogą i drzeć koty! – śmieje się Dorota”. Dorocie zależy też na ożywieniu zielonogórskiego deptaka, który przegrywa w konkurencji z wszechobecnymi galeriami handlowymi.

Dorota sama się dziwi, że teraz jest tak silną i twardą osobą. Jeszcze parę lat temu była bita i poniżana przez męża alkoholika. „Miałam połamany nos i kręgosłup, przedwcześnie osiwiałam”. Rozwód był równie dramatyczny jak małżeństwo, nie opuszczała budynku policji i prokuratury. A potem przeżyła wielokrotne odwiedziny męża z siekierą w ręku, po których musiała wymieniać drzwi wejściowe. „Brakiem honoru nie jest upaść, ale nie wstać. Jezus upadał trzy razy”.

Po rozwodzie zwróciła się ku religii. Dostrzegła analogię pomiędzy dobrowolnym cierpieniem Chrystusa, a swoim życiem przez lata w upodleniu. Przyjęła pierwszą komunię w czterdziestym drugim roku życia. Odwiedziła sanktuarium maryjne w Maczugorie, gdzie przeżyła moment duchowego kontaktu z Matką Boską i nauczyła się wybaczać oprawcy. Od dziewięciu lat ma nowego męża, którego nazywa aniołem. „ Ja jestem Wodnikiem, nie mogę usiedzieć w miejscu, tym bardziej w kuchni. Mój nowy mąż gotuje, karmi mnie jak indyczkę i rozpieszcza. Ja nie mam czasu na prace domowe, muszę pomagać córce, synowi, matce ... I wszystkim innym ludziom”.

Bernadeta – artystka w mundurze

Bernadeta, za namową rodziców, wybrała liceum o profilu niezgodnym ze swoimi zainteresowaniami. „Mam duszę artystki. Chciałam malować, projektować modę, pisać... Marzyłam o liceum plastycznym. Jednak kreatywność umarła we mnie przez życie zawodowe i prywatne”.

Szkoła budowlana, a potem rolnicza prędko zgasiły w niej zapał twórczy i ambicję. Zaraz po liceum znalazła pracę w służbach mundurowych w administracji aresztu śledczego. W wieku 23 lat wyszła za mąż, wkrótce pojawiło się pierwsze dziecko. Praca miała tylko jedną zaletę - umożliwiała przejście na wcześniejszą emeryturę. „Po wejściu do Unii zaczęliśmy stosować przepisy kompletnie nieprzystające do naszej rzeczywistości. To było męczące, nie dawałam sobie rady, a nawet gdyby, nie miałam z tej pracy satysfakcji. Pieniądze, które dostaję teraz od państwa nie są wymarzoną sumą, ale zapewniają mi komfort psychiczny. Nie muszę martwić się o to, czy starczy na czynsz, mogę zająć się wreszcie tym, co lubię. I żyć swobodnie”.

Małżeństwo Bernadety zakończyło się po dziewiętnastu latach. Uświadomiła sobie, że żyje z wampirem energetycznym, który wysysa z niej kreatywność. Rozwód nie był łatwy. „Dziś wiem, że powinnam była skończyć ten związek osiem miesięcy po ślubie. A ja nic nie zrobiłam. Matki uczyły nasze pokolenie, że zerwać przysięgę małżeńską jest grzechem śmiertelnym, że to nasz obowiązek być dobrą żoną, bez względu na to jaki jest mąż. Ja teraz wiem, że należy kierować się swoimi interesami i uczuciami, ale wtedy pod wpływem wpojonego światopoglądu, bałam się rozwodu. Bałam się, że dzieci mnie znienawidzą. Że matka skreśli mnie z rodziny. Że nazwą mnie czarną owcą. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wcale się tak nie stało”.

Dzieci w czasie rozwodu cały czas słyszały od ojca, że to Bernadeta jest wszystkiemu winna. Dopiero po dwóch latach od zakończenia sprawy poczuła w dzieciach wsparcie i uświadomiła sobie, ile dobroci w sobie mają. Teraz córka jest jej przyjaciółką, umie wyczuć nastroje mamy, doskonale się dogadują. „Myślę, że odniosłam sukces wychowawczy. Kiedy starszy syn opuścił się w nauce i musiał powtarzać klasę, zmotywowałam go do zdania matury. Z kolei córka w maturalnej klasie przeżywała dramat nieplanowanej ciąży. Namówiłam ją, by urodziła to dziecko, wiedziałam, że będzie dobrą matką, a jej chłopak świetnym ojcem. Ja sama staram się być mądrą babcią, taką co nie rozpieszcza, tylko wychowuje”.

Dla Bernadety dziwnie jest słuchać jak wnuczka mówi do niej „babciu”. Wcale nie czuje się babcią. „Wewnętrznie mam 22 lata! Jestem energiczna, uwielbiam ruch, mam wielu młodych znajomych z którymi jestem na „ty”. Nigdy nie czułam bariery pokoleniowej, łatwo jest mi utożsamić się z nimi”.

Teraz Bernadetę pochłania praca społeczna. Została prezeską organizacji właścicieli ogródków działkowych, startuje w wyborach do Rady Miasta z listy Mojego Miasta, udziela się w Babskiej Agencji Rozwoju. „Chyba jestem skazana na bycie społeczniczką – śmieje się Bernadeta. – A chciałabym mieć więcej czasu i spokoju. Marzę o poświęceniu się sztuce. Uwielbiam rysować i pisać. Projektuję teraz oprawę graficzną do nowych kart Doroty. Ilustracje będą przedstawiały „anioły” czyli formy mandali, moje intuicyjne wyobrażenia. Bardzo mnie to ekscytuje, ale ciężko znaleźć wewnętrzny spokój, gdy ciągle pojawiają się wyzwania, a ja lubię pracować z ludźmi i dla ludzi.

Bernadeta nie wiąże wielkich nadziei z polityką. Wierzy, że jest to powołanie Doroty. „To wspaniała osoba, człowiek z sercem na dłoni. Powinna przede wszystkim pomagać ludziom”.

Bernadeta wierzy w dobrą magię, interesuje się psychologią i parapsychologią. Od czasu pewnego seansu wróżbiarskiego z Dorotą w jej życiu zaczęły dziać się cuda - spotkała mężczyznę o wymarzonej osobowości i jest z nim autentycznie szczęśliwa. „Nie umiem tego wytłumaczyć słowami. Czasem mówię mu : ty chyba masz jakąś ściągę. Bo mówi zawsze dokładnie to, co chciałabym w danej sytuacji usłyszeć. Dopiero teraz, przy nim, czuję się piękna, młoda, dowartościowana i kobieca”.

***

Z ostatniej chwili: niestety żadna z pań nie weszła do rady miejskiej. Mimo to obie uważają kandydowanie za wspaniałą przygodę. Bernadeta obchodziła urodziny w sztabie wyborczym i życzenia składał jej sam prezydent miasta. Tak jak przepowiedziała wróżąc z kart Dorota, prezydentem Zielonej Góry został ponownie wybrany Janusz Kubicki.


 

 

 

 

Ostatnie materiały w serwisie

z Od pomysłu do działania - poradnik dla kobiet aktywnych 50+
z

Zarządzanie wiekiem w pytaniach i odpowiedziach dla pracodawcy

z

Oni wiedzą lepiej

z

Jutro pracowników zaczyna się dzisiaj

z

Irytacja na Ligę Mistrzów i BAR zielonogórzanek

z

Czym jest dyskryminacja - rozpoznawanie, zapobieganie - cztery części

z

Tam, gdzie świeci słońce

z

Życie zaczyna się
na 2655 m.n.p.m.

z "Lubię ludzi ruszyć" - rozmowa Aktywnych
z W kręgu kobiet 50+
z 50+? Imponuje zaangażowaniem!
z Pięćdziesiątka z puzzli
z Kilka słów o Curriculum Vitae
z Trudne rozmowy - o rozmowie kwalifikacyjnej
z W drodze do pracy - dlaczego warto zatrudnić właśnie Ciebie
z Całe życie to rozwój - zalety wieku 50 plus
z Umowa o dzieło - przepisy
z Umowa zlecenie - przepisy
z O projekcie Strefa Aktywnych kobiet
z

Materiały w sieci

 

Patroni medialni

 

z

 

 
       
Strona powstała w ramach projektu  „Strefa aktywnych kobiet” realizowanego przez Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, współfinansowanego ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.